środa, 18 lipca 2012

Recenzja: Black Mirror

Nie mam nawet najmniejszych wątpliwości, że ten serial powinien obejrzeć każdy, kto ma choćby najmniejszy kontakt z Internetem, mediami czy też z szeroko pojętym światem nowinek technologicznych. A że w obecnym świecie takimi ludźmi są właściwie wszyscy, którzy żyją w choćby w miarę cywilizowanym miejscu, to potencjalna grupa odbiorców powinna być niezwykle duża. Mało jest bowiem rzeczy, które w tak znakomity sposób definiują obecną rzeczywistość, a korzystając momentami z hiperbolicznych sposobów na przekazanie treści idealnie odwzorowuje szanse, ale przede wszystkim zagrożenia płynące z rozwoju technicznego towarzyszącego ostatnim czasom. 

"Black Mirror" to trzyodcinkowy serial, w którym możemy oszukać elementy dramatu, science-fiction, thrillera, ale także satyry i groteski. Obserwując bowiem niektóre wydarzenia, które pokazane są w każdym z odcinków możemy dojść do wniosku, że są one tak absurdalne, iż aż śmieszne i niemożliwe do zaistnienia w realnym świecie. Pozostałe elementy sprawiają jednak, że rozsądny widz bardzo szybko dojdzie do wniosku, że świat przedstawiony w serialu ma zdecydowanie więcej wspólnego z rzeczywistością, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. 

Każdy z odcinków serialu to osadzona w innej rzeczywistości historia, z których jednak każda w świetny sposób uwydatnia zagrożenia niesione przez powszechny cywilizacyjny rozwój.

Pierwszy odcinek to opowieść o tym, jak następczyni brytyjskiego tronu zostaje porwana, a okupem ma być publiczne upokorzenie rządzącego premiera Wielkiej Brytanii, który zostaje zmuszony do... To trzeba obejrzeć samemu. Żądanie porywacza nie zostaje jednak wysłane bezpośrednio do premiera, a zostaje zamieszczone na YouTube i mimo, że po kilku minutach zostaje on usunięty z serwerów internetowego giganta, to ten czas wystarczył, by inni użytkownicy mogli go skopiować i ponownie zamieścić w sieci. Machina ruszyła, nie można jej już było zatrzymać. Coś, co choćby na chwilę znajdzie się w Internecie, na zawsze już tam pozostanie i może zostać wykorzystane w każdej chwili.

Osobisty dramat premiera i jego żony jest obserwowany przez miliony osób na całym świecie, które zatrzymują się na kilka godzin, by móc obserwować kompromitujące wydarzenia. Twitter i Facebook zaczynają żyć wydarzeniem stając się obserwatorem swoistych igrzysk, bezlitośnie wymagając od premiera poświęcenia dla dobra księżniczki. Tradycyjne media nie potrafią uszanować prośby władz o niezajmowanie się tym tematem, a goniąc za sensacją i oglądalnością są nawet w stanie zaryzykować życie, by móc zdobyć ekskluzywny materiał.

Świetnie i brutalnie ukazana jest także psychologia tłumu, który nie bacząc na osobistą tragedię osobistą premiera i jego rodziny, po ogłoszeniu w telewizji, że za kilka minut głowa państwa wykona żądanie porywacza, reaguje wiwatami, radością i toastami, a nie naturalną - wydawałoby się - w takich sytuacjach troską i smutkiem. 

Druga część osadzona jest w wirtualnej rzeczywistości, w której idealnie zmetaforyzowany jest współczesny "wyścig szczurów". Prawdziwi ludzie z krwi i kości zmuszani są do kierowania swoimi wirtualnymi awatarami, dzięki którym mogą dostać jedyną i niepowtarzalną szansę na zaistnienie w świadomości całego świata poprzez udział w programu typu talent show. Nie ma prawdziwego życia, ważne jest tylko to, co znajduje się w wirtualnym świecie. Skąd my to znamy? Czyż nie tak zachowuje się coraz większa ilość osób, które niemal całkowicie przenoszą swoje życie do Internetu?

Odcinek znakomicie pokazuje mechanizmy panujące obecnie w telewizji. Dziewczyna, która fenomenalnie śpiewa zmuszana jest do... pokazania piersi, ponieważ "śpiewaków jest za dużo, musisz zrobić coś więcej". Zdesperowany główny bohater, który rozpacza z powodu braku "prawdziwości" w obecnym świecie, po wejściu do programu zostaje "przemielony" przez telewizyjną maszynkę, która każdą osobę - nawet taką, która wierzy w większe ideały i marzy o lepszym świecie - potrafi przerobić na kolejną, niewiele znaczącą "gwiazdkę".

Ostatni odcinek przedstawia rzeczywistość, w której ludzie mają pod skórą wszczepione "ziarno", które nagrywa i zapisuje wszystkie wydarzenia z życia człowieka, i które to można w każdej chwili odtworzyć i obejrzeć ponownie. Takie możliwości doprowadzają do paranoicznych stanów u głównego bohatera, który w ten sposób postanawia sprawdzić wierność swojej żony.

Wszechobecna kontrola towarzysząca ludziom, dzięki znajdującemu się pod skórą chipowi wykorzystywana jest także przez władze, która w każdej chwili może zażądać pokazania wydarzeń z życia dowolnej osoby. Wizja pewnie odległa, ale czy aż tak bardzo? Co chwilę słyszy się o kolejnych przywilejach służb specjalnych, które w coraz większym stopniu mogą kontrolować życie zwykłych obywateli, co być może trochę hiperbolicznie, ale doskonale ukazane jest właśnie w tym odcinku.

"Black Mirror" nie jest może arcydziełem filmowym, jeśli chodzi o grę aktorską, efekty specjalne, scenografię czy ścieżkę dźwiękową. W świetny sposób przedstawia jednak zagrożenia towarzyszące obecnemu porządkowi świata, który w coraz większym stopniu zmienia się w wirtualną rzeczywistość, kontrolowaną przez wyższe służby, gdzie normalnych człowiek jest tylko niewiele znaczącym punkcikiem mającym robić swoje i nie wychylać się za bardzo ze swoimi poglądami i marzeniami. Daje do myślenia, uzmysławia zagrożenia płynące z pozornych ułatwień życia, ale przede wszystkim pomaga w jakimś chociaż stopniu przetasować osobistą hierarchię priorytetów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz