wtorek, 28 lutego 2012

Curren$y - Here EP


Nie jestem pewien, ale to chyba trochę wstyd (siara, nie?), że pozuje na osobę, która słucha rapu nie-wiadomo-ile-i-jak-długo, a produkcje takiego Curren$y'ego nie są mi znane praktycznie w ogóle. No, w końcu to nie byle kto, Freshman XXL z klasy 2009, no i koleś, który ma na swoim koncie kilka pozycji uznawanych w środowisku za must-know. Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że w rzeczonym dwa zero zero dziewięć z USA znałem tylko Eminema i 50 Centa (nie no, żart, ale jakoś szczególnie nie śledziłem tamtejszej sceny), no i w zasadzie nie jarałem się za bardzo takimi rapsami po jamerykańsku, bo ich nie rozumiałem.

No, w sumie teraz rozumiem niewiele więcej, ale co mi tam. Przesłuchałem tą EPkę i jaram się jak pochodnia stąd do tamtąd, jeszcze trochę dalej i z powrotem. No, podoba mi się. Dobry ten Dolarek. Fajne, laid backowe flow, charakterystyczny i dobrze pasujący do chilloutowej stylistyki głos i ten klimat. Nic tylko wyciągnąć nogi, zamknąć oczy i zajarać cośtam-cośtam (no, jakbym jarał).

Taka jest też ta EPka. Wyluzowana i spokojna, szkoda aż że taka krótka. Jeno 5 (słownie pińć) kawałków, czyli będzie tego z 15 minut (hehe, pododawałem, 15 minut 40 sekund dokładnie). Tak czy inaczej, dobrze się tego słucha, na słuchawkach najlepiej, w miejskim autobusie też nieźle. No, po prostu, fajnie jest. O, i jest kawałek pod bit do "Drive Slow" Kanye Westa, kiedy to nie był on jeszcze heartbreak, a był spoko. Idealny wręcz do nawijki Curren$y'ego.

Na jamerykańskich stronach piszą, że spoko, ale że znowu o tym samym i bez sensu. Czyli jednak czasem to dobra opcja nie słuchać czegoś, bo okazuje się, że teraz mogę jarać się czymś, co inni znają już od dawna i puszczają to mimo uszu. No, nie wspominając, że niewiele z tego rozumiem więc co mi tam, że o tym samym?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz