poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Skewby - More or less


Uwielbiam takie momenty. Chwile, gdy z bliżej nieokreślonych powodów odnajduję w internecie kawałek zupełnie nieznanego mi kolesia, o nic niemówiącej mi ksywce i wyglądzie, a po przesłuchaniu tego kawałka nie mogę zrobić nic więcej, niż wcisnąć repeat, a potem jeszcze raz repeat, repeat i repeat... A po kilku minutach już download tuż obok całej dyskografii tego zespołu/rapera/piosenkarki.

W tym konkretnym przypadku chodzi o rapera, niejakiego Skewby, o którym nigdy nic nie słyszałem. Zresztą chyba nie tylko ja, bo w internecie informacji o nim dosyć mało (no, nawet strony na wikipedii nie ma, hehe), a najwięcej dostarcza nam on sam na prowadzonym przez siebie blogu (?) i na bandcampie. No, choć możliwe, że to tylko moja ignorancja muzyczna, bo ponoć 9th Wonder mocno angażuje się w jego promocje, a to już nie byle co. Młody raper z Memphis, który jak się okazało na koncie ma już całkiem sporo nagrań, których nieznajomość bardzo szybko nadrobiłem. I okazuje się, że Memphis to nie tylko miasto Elvisa Presleya i Grizzlies z NBA. Pierwsze, jakże pozytywne, wrażenie po przesłuchaniu Almost There - czyli numeru, który jest zapowiedzią epki mającej wyjść w najbliższym czasie - bardzo szybko i dokładnie potwierdziło przesłuchanie przeze mnie dwóch z jego dotychczasowych płyt - Proving You Wrong Since 1988 oraz More or less. I choć obie z całą szczerością mogę polecić każdemu fanowi dobrego rapu, to druga z nich zawładnęła mną na długo. Właściwie do dzisiaj.

Płyta niemal idealna, bez numeru, który mógłbym określić zbędnym. Nieźle, jak na podziemne wydawnictwo wypuszczone do sieci za totalny frajer, co nie? Zacząłem pisać ten tekst jakiś czas temu, ale odłożyłem go "na potem", żeby dać sobie czas na oswojenie i osłuchanie się z tą płytą - sprawdzić czy przetrwa ona próbę czasu, czy jednak po większej ilości przesłuchań okaże się, że jednak pierwsze wrażenie było zdecydowanie na wyrost. No i okazuje się, że wcale nie na wyrost. Ba, kilka momentów, które uważałem początkowo za słabsze, teraz nie zamieniłbym na żadne inne.

Dużo osób porównuje Skewby do Lupe Fiasco - szczerze mówiąc, to z rapem tego drugiego jakoś szczególnie osłuchany nie jestem dlatego ciężko mi się do tego odnieść. Ważne jest jednak to, że słuchając rapu tego kolesia możemy przenieść się do jego świata, który nie ogranicza się do rapowania o koksie, jointach i dupach, a przedstawia nam swoje życie, swoje porażki, sukcesy i poglądy na różne sprawy - jest po prostu sobą, bo, jak rapuje, "not being yourself? That’s like slapping God in the face". W jednej z recenzji przeczytałem, że ta płyta nie tylko opowiada, ale także stanowi wyzwania. Wyzwanie oczywiście dla słuchacza, który, żeby w pewni zachwycić się tą płytą, powinien spróbować zrozumieć to, o czym Skewby rapuje.

A rapuje do fenomenalnych bitów. Co ważne, mimo tego, że za produkcje odpowiada aż dziewięć różnych osób (w tym i sam Skewby, który jest współproducentem kilku utworów), to płyta stanowi spójną całość, która jednak w żadnym momencie nie zaczyna nudzić. Niespełna godzina świetnej muzyki, w której znajdziemy typową dla rapu mocną stopę, świetne dęciaki, ale i lekkie soulowe sample. Ciężko mi w tym momencie wyróżnić jakikolwiek kawałek, bo dosłownie każdy ma w sobie coś, co sprawia, że słucha się go bardzo dobrze. Idealne do radia Sing a song czy La La, pozytywne Sweet Dreams, klimatyczne Book of Eli, doskonałe na poprawę nastroju zepsutego przez deszczową pogodę Sunny czy... no wymienić mógłbym każdy numer z płyty, bo jak wspomniałem wcześniej, każdy ma w sobie to coś.

Polecam tę płytę każdemu. Jest to spora porcja naprawdę znakomitej muzyki, której słuchać można godzinami. Dla rozrywki, dla przyjemności słuchania, ale też dla kilku chwil refleksji. Dla mnie jest to płyta, która już teraz trafia na krótką listę moich ulubionych. Z której pewnie nigdy nie wyleci.

A płytę zupełnie legalnie można ściągnąć tutaj.